Na naszym powiatowym rynku prasy mamy tylko jeden "tytuł" co wielu przypomina dawne czasy (słusznie minione PRL-u). Dlatego pierwsza strona z ostatniego numeru, który ozdobiło zdjęcie "Breżniew w namiętnym pocałunku" dobrze wpisuje się w ogólny profil tego pisma. Także postać "całowana" przecież dobrze znana w środowisku, od zawsze związana z PZPR, z tej nominacji w ZNP, przez wszystkie lata wyróżniająca się w walce z "Solidarnością" i wszystkim co z tym ruchem związane. Mam prawo i obowiązek o tym mówić jako organizator nauczycielskiej "Solidarności" w roku 1980, a potem szef tego związku do roku 2010. Szczególnie haniebne było jego zachowanie w stanie wojennym i latach po nim następujących. Ale tym młodszym trzeba przypomnieć.
Ten zdawałoby się dośmiertnie na profitach PZPR - ZNP naraził się innemu "trochę większemu", co się dla niego skończyło "wyrzuceniem z niemałym hukiem". Można by było przyjąć to ze zrozumieniem, bo po prostu swoi go ocenili i taki koniec zgotowali. Z mojego rozeznania takie rozstanie w pełni mu się należało, a "cisza wokół sprawy" pozwalała nie wyciągać "trudnych jego poczynań" w tym ZNP i wokół oświaty.
Dlatego z dużym zdziwieniem, ale także dla wielu z dużym niesmakiem przyjęte zostało "serdeczne pożegnanie" przygotowane przez Starostwo w czasie ostatniej Sesji Rady Powiatu. Padały przy tej okazji wielkie słowa o zasługach tego Pana dla "powiatowej Oświaty". A rzeczywistość jest zgoła odwrotna. To absolutny wzorzec "komucha", który całe zawodowe życie (instruktor na warsztacie szkolnym) związał z partią i ZNP. Po swojemu zwalczał wszelkie przemiany społeczne, które także następowały w naszym terenie. Jego szkodliwość trudno by było zmierzyć, a najlepiej byłoby na to spuścić zasłonę milczenia. Tego rodzaju uroczystości jak ta na ostatniej Sesji niestety na to nie pozwalają. I to jest takie w sumie smutne, bo pokazuje jakość publicznego życia, gdzie pogubiono dość oczywiste wartości.
Stanisław Wójciak